Depresja i lęk

Tego nie przewidziałem choć przecież mogłem się tego spodziewać. Nie żyję przecież z osobami niepełnosprawnymi od dzisiaj. Denka dał nam wszystkim popalić. Być może był zmęczony, być może stres, być może nowe otoczenie pobudziło go takiej agresji. Na mój widok leciał do bicia, podobnie na widok Seyoum. Dzięki Bogu jest postury bardzo drobnej i w zasadzie nic nie może zrobić. Jednak sam dolatywał wymachując pięściami, kopiąc i gryząc. Załamałem się. Wiem przecież, że nie takie proste żyć z taką osobą. Boże… nie wiem czy dam radę i czy temu wszystkiemu podołamy.

Jak bardzo się cieszę, że jest Urlike, wolontariuszka z Austrii. Ona jedyna potrafi go uspokoić, choć nie zawsze. Jutro jedziemy do lekarza psychiatry na Sedis Kilo, do domu Matki Teresy z Kalkuty. Nic się nie zapowiadało na taki bieg wydarzeń. Trzy dni temu byłem u siostry Maryli w Asko i tam zobaczyłem naszą pierwszą osobę niepełnosprawną, która ma być umieszczona w naszym domu. Rozpłakałem się bo to przecież czteroletnie dziecko, takie sympatyczne i miłe. Myślałem, że wszyscy będą tacy sami, w zasadzie tacy do pieszczenia i głaskania.

Dzisiaj przyjechała z osobami niepełnosprawnymi do naszego nowego domu siostra Angela, Kombonianka. Włoszka pochodząca z prowincji rzymskiej. 69 lat, choć wszyscy dalibyśmy jej być może pięćdziesiąt kilka. W Etiopii jest od 1974 roku. I sądzę, że jest to osoba z ogromnym sercem i na swoim miejscu. Kiedy wsiadaliśmy do jeepa – ambulansu, nie chciała abym usiadł z tyłu na zamkniętej pace bo stwierdziła, że nie dam rady i być może zwymiotuję. Trochę przepychaliśmy się ale jednak nie dałem za wygrane. Siostra usiadła w szoferce razem z Urlike. Ja z trojgiem niepełnosprawnych podrostków i z Seyoum, nową osobą do pracy. Po chwili zrozumiałem siostrę. Cały środek samochodu był w wymiocinach. Jechali bowiem 400 kilometrów z rejonu Oromo. Pewnie to była ich pierwsza podróż życia. Na podłodze była wszędzie ynjera, dzięki boku ta prosta i bez dodatków dla bogatych. Jak zwykle nie mogliśmy trafić do naszego domu. Jakaż ta Addis Abeba wielka!

Cała trójka jest rodzeństwem. Dwóch braci: Tadese, najstarszy i chyba najrozsądniejszy, potem Deribia, dziewczyna z upośledzeniem umysłowym i ponoć z depresją. Chorób psychicznych boję się najbardziej. No właśnie… O Denka mówiono najlepiej. Choć tak naprawdę nikt go nie znał.

Sistra Angela opisała całe rodzeństwo, z tych posiadanych informacji jakie oczywiście miała. Mówiła, że wcześniej byli oni traktowali i żyli jak zwierzęta, dosłownie. Na dzień byli wiązani. To, że bici to raczej tutaj norma i nikogo nie dziwi. Uzgodniliśmy, że nie będziemy na sam początek dawali dużo jedzenia aby nie zwymiotowali z jego nadmiaru. Siostra opisała o problemach z załatwianiem się, to znaczy, że trudno będzie im się dostosować to naszego komfortu ubikacji, muszli, czy też takiej ubikacji na stojąco jaką mamy za domem. Więc najpierw pokazaliśmy z naszym zatrudnionym Etiopczykiem jak się załatwiać, Stanąłem na tej stojącej muszli i pokazywałem jak to się robi, jak się spuszcza wodę itd. Potem te same instrukcje na normalnej muszli, pokazanie papieru toaletowego itd. Wiem, że nie są to opisy zbyt smaczne, ale jednak takie podstawowe w naszej nowej rzeczywistości i być może najbardziej istotne. Trudno o nich nie mówić. Bo co tutaj opisywać? Wygląd, kolor skóry? Nie. Taka jest nasze rzeczywistość.

Plan był taki: pokażemy jak załatwiać potrzeby fizjologiczne, wykąpiemy, a potem wspólnie zjemy posiłek przy nowo kupionym stole, który już w zasadzie jest rozklekotany i nowych pięknych krzesłach. Założenie było piękne i nic się z tego nie udało zrobić. Można było to przewidzieć, jednak my z europejską mentalnością nie przewidzieliśmy tego. Nikt nie chciał się wykąpać. Denka zaczął być agresywny. Co tu robić?… Od wszystkich śmierdziało. Chciałem najpierw wziąć do kąpieli najmłodszego z rodzeństwa, ale on rzucił się na mnie do bicia, ugryzł mnie w rękę i zaczął kopać. Nikt z nas nie wiedział co robić…. Próbowaliśmy różnych sposobów. Pokazałem Tadese, najstarszemu z braci i chyba najbardziej rozgarniętemu, swoje ubranie, które chcę mu przekazać. Pokazałem mu jak pachnie. Pokazałem mu jak pachną ubrania nas wszystkich odpowiedzialnych (opiekunów). Oczywiście naszym europejskim węchem raczej nie pachną, bo trochę jesteśmy tutaj zaniedbani, no ale… w porównaniu…. Wyciągnąłem z kosmetyczki płyn po goleniu i posmarowałem twarz Tadese. Tak. Stwierdził, że jest O.K. Ubrania są ładne. Seyoum podstępnie wziął Tadese za rękę i zaprowadził do łazienki. W zasadzie wszyscy staliśmy przez godzinę przy łazience. Rozebrał się sam do slipek i zaczął powoli rozbierać Tadese. Weszli razem do wanny i zaczęli się bawić wodą. Seyoum zaczął myć Tadese mydłem i szamponem. Jeszcze nigdy nie widziałem tak czarnej wody po umyciu kogoś. Szok! Choć w zasadzie nic dziwnego. Nie wiem czy kiedyś był myty Tadese. Po kąpieli ubraliśmy naszego nowego Domownika w nowe ubrania, a stare po kryjomu wynieśliśmy do wyrzucenia. Teraz Tadese chodzi w bluzie Lacoste i butach Nike.

Widząc sukces Seyoum, Urlike poprosiła naszą kucharkę Selam o podobne wymycie dziewczyny. Tym razem poszło łatwiej. Ulli, widząc wyciągnięte z mojej walizki ubrania poszła po jakieś swoje aby przekazać dla Deribia. Yes! Udało się!!!! Denka nie dał jednak za wygrane dlatego teraz śpi w nowym łóżku, w nowo zakupionej pościeli, w brudnym ubraniu i butach. Być może jutro się uda.

Zeszliśmy na dół, bo dom posiada jedno piętro, do salonu aby zjeść razem tradycyjny posiłek. Od kilu godzin gotowała je Selam aby nam się przypodobać. Kilkakrotnie pytała się czy mi smakuje i dlaczego nie chcę jeść więcej. Za każdym razem odpowiadałem, że bardzo dobre i zjem więcej jutro. Tak naprawdę byłem załamany. Zresztą to chyba wszyscy widzieli. Z jedzeniem nie poszło nam łatwo. Nikt nie chciał jeść na oddzielnym talerzu. Denka wypluł kilkakrotnie jedzenie na stół i podłogę, Deribia nie była głodna, jedynie jadł jak najęty najstarszy z rodzeństwa. Urlike też nie miała apetytu, jedynie Seyoum jadł jak najęty.

Próbowałem to wszystko zrozumieć i tłumaczyłem wszystkim, ale chyba sobie najbardziej, że jechali cały dzień, wymiotowali, są wykończeni podróżą, być może stres ich wykończył. Bądź co bądź weszli do nowego Kosmosu. Zapewne nie są przyzwyczajeni do Białych dziwadeł, ani do śmiesznego takiego domu.

Być może będziemy stawiali krok za krokiem i jakoś się uda. Powoli. Być może. Dzisiejszego wieczoru mam dużo wątpliwości, a może jutro wszystko się zmieni?

Niestety, oczekiwaliśmy kogoś innego. Być może oczekiwaliśmy własnej chwały. Być może chcieliśmy spełniania własnych ukrytych ambicji. Być może, dlatego jestem w depresji.

Tadese, Deribia i Denka przypomnieli nam, że tutaj rządzą inne zasady. Ten Kosmos rządzi się swoimi prawami, nie zawsze ludzkimi dlatego mimo wszystko należy to zmieniać. Być może ktoś powie: „Po co to zmieniać?”. Sam sobie zadawałem takie pytania kilkakrotnie. Jednak myślę, że to głupie pytania, nie po Bożemu, ani nawet nie humanistyczne! Więc jednak powiem to zdecydowanie sobie i innym mającym wątpliwości: należy chronić życie i nie pozwalać za wszelką cenę na powolne, przedwczesne i nieludzkie umieranie. Należy przywracać człowiekowi ludzką postać, na obraz i podobieństwo Boże.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *