Empedokles

Przyjechałem w umówione miejsce i zatelefonowałem, aby poinformować, że już jestem. Dosłownie po dwóch minutach pojawił się samochód, który zabrał mnie dalej. Okazało się, że znam to miejsce i spokojnie mogłem sam tu trafić. Telefonicznie nie dogadaliśmy się do końca. Trafiliśmy do dużego przedsiębiorstwa. Na zamkniętym podwórzu leżały materiały budowlane, jakieś zbrojenia pod budowę i stało kilka dobrych samochodów. Spytałem o biuro szefa. Było usytuowane w samym rogu zabudowy.

– Jesteś Polakiem, tak? – zapytał szef przedsiębiorstwa.

– Taaak. Ale… skąd Pan wie? – zdziwiłem się nieco, bo Polaków tutaj mało i raczej nikt się ich nie spodziewa.

– To… nazwisko… – odpowiedział mój rozmówca.

– No tak. Ale Pan ma też nazwisko bardzo ciekawe, typowo etiopskie i tylko do tańczenia – zażartowałem, ponieważ szef przedsiębiorstwa nazywa się Carnevale, a jest Etiopczykiem.

Już na wstępie zaprzyjaźniliśmy się. Rozmawialiśmy o wszystkim: o naszych rodzinach, Europie, Etiopii, problemach, z którymi się borykamy. Mówiłem o naszym domu w dzielnicy Bulbula, o dzieciakach i wszystkim, co niesie nam los. Rozmowom nie było końca.

Przedsięwzięcie może być duże, ale chciałbym, abyśmy szli ze wszystkim powoli, krok za krokiem. Najpierw mały domek, potem naprzeciwko następny, a na samym końcu podwórza dwa tradycyjne domki (okrąglaki), ale takie modernistyczne, wysokie i z kamienia – opisywałem mój plan budowy, rysując niezgrabnie na małej kartce papieru wizję zabudowy terenu.

– Dobrze, według mnie to powinno tak wyglądać… – tym razem Antonio wziął w swoją rękę ołówek, zaczął rysować i opisywać. – To wszystko powinno być połączone. Domki tradycyjne z przeznaczeniem na salę rekreacyjną i artystyczną o promieniu 5 m, łazienki w środku domu (….) – ciągnął dalej.

– Tak, tak. O to mi właśnie chodzi. Nie chcę oczywiście czegoś bardzo drogiego. Raczej myślę o czymś bardzo tanim, co by można nawet później udoskonalać. Problem, że w zasadzie nie mam na nic pieniędzy, a coś muszę wybudować. Taka jest konieczność – dodałem.

– Rozumiem, Andrzej. Masz zresztą rację w tym, co mówisz. Lepiej na początku coś małego i niedrogiego. Przygotuję odpowiedni plan i kosztorys. Taki normalny. Oczywiście pewnych kosztów się nie ominie, ale jeśli się coś zacznie, to i z czasem skończy – dodał nasz architekt, geometra i zarazem przedsiębiorca.

Dalej pytałem o materiały budowlane, o możliwość zrobienia domu w stylu rustykalnym, o ceny ziemi, o cenę wybudowania 1 mkw. i o wszystkie szczegóły budowy. Dla mnie było to interesujące, bo mój rozmówca udzielał informacji dość konkretnych. Zazwyczaj każdy mówi inaczej i rzuca ceny dość rozchwiane.

– Teraz wyjeżdżam na tydzień do Europy. Zajmę się tym dopiero po moim przyjeździe – zaznaczył Antonio.

– Ooo… nic nie szkodzi. Mnie się nie spieszy. Ja też niebawem wyjeżdżam i wracam pod koniec września. Myślę, że budowę zaczniemy dopiero od początku nowego roku.

Pod koniec tygodnia mój syn jedzie do Emdibir w naszych sprawach budowlanych, zatem wymierzy dokładnie cały teren. Potem prześlę ci e-mailem plan i projekt do zatwierdzenia – dodał.

– Świetnie! To dobry pomysł! – ucieszyłem się, bo droga elektroniczna to dla mnie najwygodniejsze rozwiązanie.

– Zatem bierzemy się do roboty! – dodał Antonio.

– Pewnie, że tak. Trzeba. Nie ma wyjścia. A ile będzie kosztowała ta usługa? – zapytałem delikatnie i bojaźliwie, bo wiem, że tutaj te opłaty są dość wysokie.

– Andrzej, 1 bir. Zgadzasz się?

 

Jeszcze długo rozmawialiśmy o naszej przestrzeni życiowej, o całym Kosmosie z jego najdziwniejszymi zawirowaniami i złożonej strukturze. Jak się okazało, nie była taka tajemnicza. Trochę pyłu, kurzu, rdzy, cementu. Do tego trzeba dodać jeszcze wodę i powietrze, aby wszystko się dobrze trzymało, a na koniec dużo ognia, aby zahartować i utrzymać stałość materii. Nic więcej, jak się okazało. Antonio zna się na tym najlepiej. Stary Empedokles z Akragas miał rację. Nie ma powstawania czegokolwiek, co jest śmiertelne, ani nie jest końcem niszcząca śmierć. Jest tylko mieszanie się i wymiana tego, co pomieszane.

Składniki może scalić tylko miłość, a rozdzielić waśń, one były zawsze, są obecnie i zawsze będą się ze sobą ścierały. Wszystkie żywioły tworzą nasz świat, a spajane są siłą miłości. Siła miłości zaczyna narastać, a waśń maleć, kiedy elementy miłości są do siebie podobne i przyciągają się, tworząc zgrupowanie elementów. Miłość prowadzi wtedy do harmonii. To samo można powiedzieć o waśni, która potrafi się grupować i prowadzić do chaosu. Z harmonii lub dysharmonii wyłaniają się odpowiednie byty. Jednak nie mają one struktury stałej, jak i cały wszechświat, ale zmienną, zależną od działania sił zewnętrznych: przyciągania (miłości) i odpychania (nienawiści). Nie zastanawialiśmy się nad tym zbyt długo, bo to było dla nas już poznane i oczywiste.

Dręczyły nas jednak pytania dotyczące galaktyk eliptycznych i soczewkowatych. Dlaczego jasność powierzchniowa galaktyki eliptycznej jest największa w środku i zmniejsza się stopniowo na zewnątrz? Dlaczego nie posiadają one młodych gwiazd ani materii międzygwiezdnej? Czyżby to jakiś przebiegły plan lub zwykły nierozsądek i brak odpowiedzialności? Dlaczego posiadają tak silne promieniowanie radiowe? Co musiało się takiego wydarzyć? Dlaczego się to wydarzyło? Kto był tego sprawcą? Czy musiało się tak zdarzyć? Co przeważyło w tej przepychance: miłość czy waśń? Niestety, nie znaleźliśmy wszystkich odpowiedzi. Jednak instynktownie czuliśmy, że zgrupowania, o których mówił Empedokles, mają wielki sens i trzeba za wszelką cenę je tworzyć. Po części rozszyfrowaliśmy galaktykę soczewkową. Już wiemy, dlaczego nie mają żadnych śladów struktury spiralnej. Nie żyją dniem dzisiejszym tak jak my. Nie znaleźliśmy jednak zrozumienia dla supermasywnej czarnej dziury leżącej w centrum galaktyki M84. No bo jak ją zrozumieć, jeśli wszystkie wchłania w siebie? Czyżby scalanie było jednocześnie pozbywaniem się siebie? Bojąc się zbyt radykalnych odpowiedzi, być może bolesnych i nie do przyjęcia, powróciliśmy szybko do naszej spiralnej rzeczywistości, do naszych 100 mld gwiazd. Potem przeszliśmy przez Drogę Mleczną, aż trafiliśmy na skraj naszej galaktyki, gdzie w ramieniu Oriona znajduje się Słońce, rozgrzane do bólu i nie do zrozumienia, czerwone jak ta Ziemia Afrykańska, która niszczy, zabija i daje życie zarazem. To Afryka, którą kocham i której jednocześnie nienawidzę. To ta, do której gonię i z której szybko uciekam. To ta, która daje mi życie i jednocześnie je zabiera. To ciągle ta sama Afryka. Prowokująca, wzywająca i zabijająca.

Wcale nie przyszedłem tutaj, aby budować. Poszedłem tylko za ciosem. Jeśli ktoś polecił mi gościa, to dlaczego mam nie rozmawiać? Czy to oznacza decyzję? Dla mnie wcale nie, choć sam już nie wiem… Idę dalej, choć zupełnie jestem głupi. No bo jak i z czym do ludzi? Nie wiem zatem, co będzie. Mówię tak, ale nie wiem. Będę czekał na bieg wydarzeń. Z pustymi rękami będę czekał. Jestem do dyspozycji, Boże. Wiem, że wszystko może się wydarzyć. Dlatego idę do przodu, bardzo powoli. Malutkimi krokami. Wiem jednak, że Twe zawirowania potrafią obracać się względem centrum galaktyki z prędkością około 220 km/s. Postaram się być zatem czujny, aby dobrze wykorzystać swój czas i tę chwilę, aby nie przegapić żadnej okazji i aby wbić się w Twą prędkość w odpowiednim czasie. Proszę, oszczędź mi jednak zbyt dużych strat i niepotrzebnych waśni. Pozwól zachować cząstkę swej materii i formy. Chciałbym cieszyć się tym zgrupowaniem, które już mam. Aż boję się powiedzieć, że waśń jest nieuchronna. Jednak oszczędź mnie, Boże, na tyle, na ile możesz.

Jestem pełen obaw, nie przeczę. Jednak czuję, że coś muszę zrobić. Wiem też, że coś musi się wydarzyć. Antonio Carnevale przybliżył mnie jeszcze bardziej do tego kosmosu. Świetny facet. Jestem pod jego wrażeniem. Być może razem będziemy krążyli po tej samej galaktyce, być może na innych orbitach, ale w tej samej galaktyce spiralnej. Jakkolwiek, to dobry człowiek i zarazem dobry znak, jak na sam początek planu. Wiem jednak, że to tylko prawo początku, za którym kryje się wiele trudów i rozczarowań. Ale niech będzie, idźmy krok po kroku, tak jak należy, doświadczając wszystkiego po kolei, jednak dążąc do utworzenia bytu harmonii, który scala tylko miłość.

Zatem idę. Do przodu, zgodnie z planem. Więcej pytań nie stawiam. Uważam je wręcz za zbędne. Może nawet przeszkadzające. Obawiam się, że nawet niszczące. Dlatego idę, nie myśląc zbyt dużo. Na oślep. Idę. Idę dalej. Na to, co przyniesie los i wszyscy koptyjscy Aniołowie, trzeba cierpliwie czekać.

Jeden pełen obieg wokół jądra naszej galaktyki trwa około 220 milionów lat. Czym zatem jest moje zabieganie, pytam się dziś Ciebie, Boże…

1 thought on “Empedokles

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *