Trudno je porównywać. Są to dwa zupełnie inne światy. Tu jest tu. Tam jest tam. Oczywiście, z pozycji turysty wszystko wygląda jeszcze inaczej, pewnie bardziej kolorowo, historycznie, egzotycznie i odjazdowo. Kiedy tu trzeba być i żyć, wszystko zaczyna się szare. I nie da się nic porównać.
– Jak Ci się podoba ta sukienka? – zapytała Annamaria.
– Może być ale czy warto wydawać aż tak wiele? – sukienka kosztowała zaledwie 700€.
– Jestem tutaj już trzeci raz i nie mogę się zdecydować! Pomóż mi – prosiła dalej Annamaria.
– Moim zdaniem za droga. Przecież na wesele można iść w sukience za 20€ i też wcale nie będzie taka zła. Znając życie założysz ją jeden lub dwa razy – oznajmiłem.
– Ach! Nie pomagasz mi…
Poszliśmy dalej z całą rodziną oglądać kolejne sukienki. Ze sklepów wychodziło wiele osób z torbami firmowymi i chyba ich drogimi zawartościami.
Tak było we Włoszech, dzień przed moim kolejnym przylotem do Etiopii. W zasadzie tak jest w całej pokrytej wielkim kryzysem Europie. Wszyscy płaczą, narzekają, protestują, a kawiarnie, restauracje, parki zabaw i rozrywki pełne ludzi.
– Chłopie, jeśli chcesz zobaczyć ile ludzie mają pieniędzy to idź przed supermarkety i zobacz co i ile wywożą ze sklepów – przekonywał mnie kiedyś mój kolega Darek.
Nie dziwię się, że Europa jest marzeniem Afrykańczyków. Sam często przekonywałem, że w Europie życie nie jest takie proste, że wszystko kosztuje: mieszkanie, opłaty, wyżywienie. Jednak chyba nie miałem racji, mimo wszystko ten standard życia jest zupełnie inny. Po drugie istnieje pewien system, opieka zdrowotna i społeczna, na którą tak często wyzywamy. Tutaj nie ma żadnego systemu, a na leczenie stać tylko najbogatszych. Sztuką i zadaniem jest tutaj przeżyć i to nie w najbliższej przyszłości, tylko dzisiaj. Nie ma myślenia co będzie dalej, na to stać tylko bogatych, jest tylko dzisiaj. „Jutro” jest poza zasięgiem wszelkich możliwości.
– Czy musisz to wszystko wyrzucać? – zapytałem Francescę przy robieniu porządków w naszym włoskim domu w Cagnano.
– Masz manię zbierania i kumulowania! – odpowiedziała mi Francesca.
– Wiesz, że zawsze może to ktoś wykorzystać… – z plastikowych worków z rzeczami do wyrzucenia wyciągnąłem trzy kołdry, kilka koców i stos ręczników.
– Nie bierz ich, czy wiesz kto pod tym spał? A te ręczniki? Jak się nie brzydzisz? – ciągnęła dalej Francesca – Wszystko do Afryki!!! Traktujesz Afrykę jak wysypisko śmieci! Nie przesadzasz?
– Proszę, nie wyrzucaj tej łyżki, zabiorę ją z sobą – długo nie myśląc, z rąk Francesci szybko wyciągnąłem dużą łyżkę do nabierania potraw.
Potem były kolejne rzeczy i kolejne. Nie było ich końca. Sił brakowało chodzić z kolejnymi workami do śmietnika. Wiele przedmiotów wygrało ze mną. Sam już miałem wątpliwości czy rzeczywiście nie przesadzam.
Po przyjeździe do Etiopii od razu z opiekunkami otwarliśmy moje bagaże czyli dwie duże walizki, każda po 23 kilogramy plus 10 kilogramów bagażu podręcznego, łącznie 56 kilogramów. Wszystko zostało skrupulatnie rozdysponowane (nie muszę przewozić nic swojego bo mam tutaj swój pokój i półki z pozostawionymi raz rzeczami). Podczas kolacji, na stole pojawił się garnek z tradycyjnym Shiro, a w nim nasza duża łyżka z Cagnano. Zauważyłem, że była hitem dzisiejszego wieczoru. Uśmiechnąłem się tylko pod nosem i pomyślałem: – Na przyszłość trzeba wyciągać wszystko ze śmieci!
Po naszych domowych włoskich porządkach poszliśmy ze znajomymi na pizzę.
– Ach , ile było pracy w tym domu… Ale teraz jakoś to wygląda – opowiadałem znajomym.
– A czy wiecie ile musiałam się natrudzić aby po kryjomu przed Andrzejem wyrzucić rzeczy? – opowiadała humorystycznie Francesca. Wszyscy mieliśmy z tego niezły ubaw. Miło spędziliśmy ten wieczór.
W naszym świecie mamy nadmiar wszystkiego. Czasami kupujemy bo coś reklamują, bo coś świeci i błyszczy albo wyszliśmy na spacer i coś trzeba przy okazji kupić. Nawet nie ważne często co… kupić! Najlepiej coś małego i niedrogiego, no bo przecież kryzys. Szafy mamy pełne i nie mamy miejsca w domu gdzie to wszystko pomieścić. Kupujemy kolejne bardziej pakowne szafy, często pod tzw. zabudowę bo zmieści się więcej. Pod śmietnikiem wystawiamy dobre rzeczy, a już nierzadko wrzucamy do nich nawet resztki jedzenia. To jest nasz świat. Przyzwyczailiśmy się do tego i nawet trudno byłoby nam się od tego odzwyczaić. Sam drżę na myśl, że mogłoby być inaczej, że wszystko może zmienić się w jednej chwili. Nawet nie chcę myśleć co by było gdyby było… Jednak wszystko jest niestety możliwe.
Czy zatem nie warto czasem przystopować? Żyć dobrze ale z umiarem… Nie rezygnować ale żyć rozsądnie. I może czasem warto byłoby pomyśleć, że gdzieś obok nas istnieje inny świat, wcale nie taki mały, dla którego te koce nie wiadomo przez kogo używane mogą być jedynym okryciem przed chłodną nocą. Wiem, wiem… jest ta przestrzeń i ten mur nie do pokonania, jest problem z przekazaniem, dystrybucją itd. Też nie mam na to pomysłu i świata nie zbawię. Wiem. Ale…. jeśli nie wiesz jak przekazać, proszę o maila betel@betel-charity.org nie ważne z jakiego miasta, z jakiego kraju i w jakim języku. Będziemy razem myśleli jak to i gdzie składować, jak odbierać, jak dostarczać, jak przesyłać. Co dwie głowy to nie jedna!
Myślę, że warto. Przecież to nic nie kosztuje. Dziś chcę każdego przekonać, że ta stara łyżka, która tu przywędrowała posłuży jeszcze bardzo długo. Przed wyjazdem z polskiego domu tyle starych garnków wyrzuciłem. Będąc tutaj nie mogę tego odżałować. No cóż… Człowiek ciągle się uczy i nabiera doświadczenia.
Dwa światy: nasz taki malutki i ten ogromny wokół nas. To bardzo refleksyjne… Jak to jest, że żyjemy obok siebie i nic nie wiemy o sobie? Który Świat jest tym właściwym? Ten nasz czy ten ich? Być może z naszej pozycji jest tylko jeden Świat, a jestem pewien, że z tej pozycji, w którą dziś zostałem rzucony, są dwa Światy, a być może jeszcze więcej.
Nie da się tego porównać. Nie da się porównać życia tam i życia tutaj. Nawet jeśli porównamy życie najbogatszych to i tak Afryka wyjdzie bardzo skromnie. Porównując zaś życie najuboższych jest czymś niedorzecznym.
W pełni nocy wychodzę na schody przed dom aby wsłuchać się w ciszę i popatrzeć na gwieździste niebo. Mieszkam niedaleko lotniska więc co chwilę samolot przecina drogę mleczną i przypomina mi o moim świecie, tamtym świecie dalekim, a zarazem tak mi bliskim. Łza w oku się kręci, szczególnie za rodziną i bliskimi.
Patrząc się w niebo i spoglądając z moich schodów na te dwa światy, widzę ludzką biedę, bojaźń, lęk i depresję. Zabieganie i rozczarowanie. Naturalne zabieganie o wartości te ziemskie; o wygodniejsze i bezpieczniejsze życie, powiedzmy o życie w pełnym komforcie, również o lepsze życie dla naszych dzieci. Jednak z tych schodów widać bardzo wyraźnie, że w większości przypadków jest to bieg za niczym.
Nasze drobne przyzwyczajenia i upodobania są zwykłym egoizmem i hedonizmem, na których chyba trudno zbudować lepszą przyszłość naszych synów i córek, ani z których nic kwiecistego nie wyrośnie, a tym bardziej nie wyda żadnego owocu. Być może to za ostre sformułowanie, ale – uwierz – z tej pozycji, z tych schodów, nie da się inaczej tego określić i nazwać. Ten Świat pokazuje to dość wyraźnie. Myśl ta coraz bardziej mi doskwiera. Po co to wszystko? Czy warto? Wydaje mi się, że pora zmienić swoje przyzwyczajenia nabywania, gromadzenia i wyrzucania. Dość też mojego szpanerstwa stylu, szpanerstwa ubiorów ze znaną marką (zresztą produkowaną w Chinach, nie mając nic oczywiście do samych Chin), delikatnością, wybrednością i przewrażliwieniem. Wystarczy przecież to co już mamy, tak zwyczajnie, schludnie, czysto no i wygodnie. Ach! Chyba pora wyzbyć się tego. To kim jesteśmy przecież bierze się zupełnie z czegoś innego. O zgrozo! Może nawet z czegoś bardziej przeciwnego! Delikatność i przewrażliwienie nie idzie z tym w parze. Czyż nie powinny być one skierowane w inną stronę?
Ze łzami w oczach myślę o moim synu Gabriele, o tym kim będzie i jakim będzie człowiekiem, o wszystkich niezapisanych kartach trosk i zmagań. Różnie może być i wiadomo, że jakkolwiek będzie, zawsze będę kochał. To oczywiste. Jednak chyba nie chciałbym aby o jego pięknie decydowały buty Nike czy koszulka Dolce Gabbana. Nie chciałbym też aby jego inteligencja była mierzona ilością znajomych lokalnych cwaniaków, a jego wielkość odznaczała się perfumami Lacoste za 150€. Mój ty Panie Boże… Co jeszcze nas czeka?…
I znów wróciłem z moich schodów pełnych gwiazd, meteorów i licznych samolotów. Te schody pozwalają mi się odbić od otaczającej rzeczywistości, wielkich planów i ich karłowatych prób realizacji. Pozwalają mi one pospacerować choć przez chwilę po rozświetlonym niebie, po moim zostawionym gdzieś daleko kolorowym Świecie aby po chwili powrócić tu na rdzawą i zakurzoną Ziemię, do drugiego przeogromnego i niezgłębionego Wszechświata.
Tu jest tu. Dziś jej dzisiaj. Tam jest tam. Tam jest jutro. Dwa odległe od siebie Światy. Nie da się ich porównać. Nie da się porównać nawet mojej dość bogatej Addis Abeby z moim wiosennym Krakowem (z kawiarnianymi ogródkami, sprzedawczyniami kwiatów, meleksami i karetami w zaprzęgu konnym jeżdżącymi wokół rynku), z moją Krynicą, Barceloną, Paryżem, Rzymem, Manfredonią czy Vieste. To dwa inne światy. Tak odległe i tak bliskie. Na wyciągnięcie dłoni. Wystarczy przecież tylko wyjść na schody… To tylko taki mały spacer między lampionami gwiazd. Przechadzka małą promenadą wśród zarośli i drzew. Kilkugodzinny przelot, krótszy niż przejazd samochodem z Krakowa do Rzymu. Dwa Światy. Jedna Ziemia. Z moją głową to już trzy Wszechświaty. Co zatem się kryje za tą odległością między tym, a tamtym? Wytłumacz mi proszę, Boże.
Gdybyśmy my Europejczycy więcej zwracali uwagę na to co kupujemy w licznych supermarketach, a później połowę z tego uważamy, że nam się nie przyda, lub po po prostu wyrzucamy na śmietnik (o zgrozo również żywność) życie byłoby inne. Przypominajmy sobie zawsze, że np. w dalekiej Etiopi ludzie umierają z głodu….