Ulica

Na ulicach Addis Abeby życie tętni od świtu aż po ciemną noc.

Jest głośno! W dzień wszyscy krzyczą, żeby sprzedać, złapać klienta albo otrzymać choć jednego birra na jakiekolwiek jedzenie. Biedni na widok Białego krzyczą już z dala „Ferengi” z nadzieję na jakiś datek. Wyciągają rękę po pieniądze lub pokazują, że chcą jeść. To przykry widok, choć z czasem można przywyknąć i nawet być zdenerwowanym na natłok tak dużej liczby żebraków. Już po kilku dniach pobytu w stolicy Etiopii człowiek przestaje reagować i wręcz jest zmuszony do odganiana się od nich: od osób chorych, matek z dziećmi, dzieci zasmarkanych dosłownie po sam pas i tłumu kalekich.

Przykre to, ale nie da się wszystkim dać pieniędzy, bo skończyłyby się w ciągu jednej godziny. I każdy z Białych zdaje sobie z tego sprawę. Trudno być Chodzącym Białym Bankomatem. A po drugie, Biali, którzy chodzą pieszo po Addis, nie są bogaczami i wcale im się nie przelewa (przynajmniej w naszym kulturowym rozumieniu). Czy jest to egoizm? Boże, wybacz, jeśli tak jest! Wybacz nam wszystkim! Wybacz i mnie!

Dość duży ruch samochodów dodaje czadu. Chodniki są pełne – tych chodzących i siedzących. I tak się kręci aż po głęboką noc. W jej ciemnych otchłaniach impreza obok imprezy. Nigdy na nich nie byłem. Sądzę jednak po odgłosach, że wszyscy dość dobrze się bawią. Po licznych w ciągu dnia zaproszeniach na nie, sądzę, że znaleźć tam można wszystko: od zapomnienia po przyjemności. Dźwięki monotonnej, ale i zarazem pięknej muzyki etiopskiej brzmią mniej więcej do godz. 2 w nocy. Usnąć nie można, bo wciąż coś gra i huczy.

Póki co, nie mam pieniędzy na lepszy hotel, więc muszę przywyknąć do wrzawy ulicy. Nie mam też samochodu, więc muszę pogodzić się z krzykiem i ciągłym zaczepianiem. Przemierzam pieszo ulice Addis Abeby. Nie mam wyjścia. Kiedy w nocy przechodzę blisko Piazza, co rusz podchodzi do mnie jakaś kobieta z nadzieją, że dziś zarobi na jedzenie. Propozycje są różne. Najczęściej jednak naganiają faceci. Proponują kobiety, gangię, a nawet dzieci. To ciemna strona Etiopii. Tak widzę i słyszę, i tak opisuję. Być może ci, co jeżdżą samochodami, nie widzą tego aż tak bardzo. Ja pewnie już niebawem też przesiądę się do samochodu i pewnie też nie będę widział wszystkiego. Być może będę szczęśliwszy, a przez to łatwiej mi będzie pomagać. Być może się oszukuję. Być może oszukuję innych. Być może oszukuję samego Boga. Nie wiem. Raz jeszcze wybacz mi, Boże!

W dzień, przy samej drodze, nie brakuje śpiących, leżących, przykrytych płótnami i foliami. Można ich zobaczyć wszędzie. Przechodząc, widzę jednak ich wzrok i oczy.

Widać, że są zmęczone, spuchnięte, chore i niedokarmione. Zazwyczaj turyści, nawet ci, co przemierzają całą Etiopię, mówią mi, że głodu nie ma. Mówią, że to nie te czasy, że głód był tu kiedyś, że wszędzie ściągają kasę, i to dość dużą, że nie jest tak źle. Pewnie mają i oni rację, jest coś w tym, co mówią. Ale cóż można więcej zobaczyć lub co może bardziej przerazić, jak nie śmierć na ulicy? Dlatego ja mówię: głód jest, bo jak go ma nie być, jeśli nie ma pracy? Jak ktoś ma się wyżywić, jeśli ja żyjąc naprawdę bardzo skromnie, czasami jedząc jeden posiłek dziennie, muszę wydać minimum 60 birr, a dość dobra miesięczna pensja dla Etiopczyka wynosi 800 birr. Jak żyć, powiem za Ididią, jak wychowywać dzieci, jak im zapewnić przyszłość, co zrobić, aby nie wciągnęła ich ciemna noc ulicy…?

W większości ludzie mieszkają w barakach przykrytych starą, zardzewiałą blachą.

 

Oczywiście, są i domy w stylu europejskim, czyli domy przypominające domy. Myślę jednak, że 80 proc. mieszkańców tego miasta mieszka w barakach. Nie! Przepraszam. Sądzę, że i tym razem się mylę. 50 proc. mieszka – po mojemu – w slamsach (no bo jak nazwać te domy, które nie przypominają domów…?). 30 proc. mieszka przecież na ulicy.

Wieczorami widzę, jak przykrywają się kocami, chustami i różnymi workami. Widzę też sporo osób, które mieszkają, nocują – sam nie wiem, jak to określić – w skrzyniach drewnianych i metalowych czy koczują w jakichś dziurach. Właściciele przydrożnych sklepików, nawet tych z pamiątkami dla turystów, śpią w środku. Wiadomo, co z toaletą. Po prostu jej nie ma. Widzę, jak wiele osób wylewa z plastikowych pojemników – uciętych baniaków – fekalia do dziur ściekowych, których nie brakuje na głównych ulicach miasta. I może dzięki Bogu! Bo gdyby ich nie było, to w powietrzu unosiłoby się pewnie jeszcze więcej chorób.

Wczoraj przechodziłem obok chłopca leżącego na chodniku, który zasłabł. Wokół widziałem dobrych ludzi, którzy podawali mu wodę do picia i kogoś, kto przyniósł mu injarę.

(tradycyjne jedzenie etiopskie).

Nie jest tak źle z tym ludem. Pewnie to solidarność w biedzie. Dziecko robi zawsze wrażenie. Na starszych raczej się tak nie reaguje, choć są tutaj prawie co kilka kroków.

Zdaję sobie sprawę, że wielu Etiopczyków, czytając lub słysząc takie wypowiedzi, obraziłoby się na mnie. Przecież Etiopia jest piękna! Addis Abeba również. Tyle w niej sklepów, hoteli, kawiarni i restauracji. Wszystko zapełnione ludźmi. Tak, wiem i również to widzę. Wiem, że są tu normalnie żyjący ludzie. Wiem, że są normalne domy. Byłem w takim, jadłem tam i piłem, i byłem mile goszczony. Widziałem całe dzielnice takich domów. Lecz powiem tak: niestety, obecnie to – według mojej oceny – 20 proc. mieszkańców tego miasta, a może jeszcze mniej.

Powrócę jednak do tych oczu, wzroku. Widzę te oczy. Widzę to spojrzenie. Trudno przecież przechodząc odwrócić głowę i nie spojrzeć w oczy. To spojrzenie przyciąga. Dziwne, ale wszyscy leżący na chodniku zawsze patrzą prosto w oczy. Dlaczego?… Nie sądzę żeby to było celowe. Często ci ludzie nie mają już sił czegokolwiek powiedzieć. Nie krzyczą „Ferengi”, nie mówią „Atmas”, nie wołają „Hello”. Mam przed sobą wszystkie te spojrzenia, te przekrwione oczy. Są zmęczone. Spuchnięte. Proszące i błagające. Nic nie mówiące. Mam często wrażenie, że są to nieme oczy Boga.

1 thought on “Ulica

Skomentuj Zibi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *