Taitu Betuel

Nie ma ani jednej pół gwiazdki choć tutaj w Addis Abebie jest takich z pięcioma od liku. Jednak Taitu ma coś w sobie. Na pewno posiada swój klimat i historię.

Wiesz, że ten hotel pochodzi z 1898 roku? – Zapytał Cris.
– Tak, tak. Wiem. Zresztą to widać. Od tamtego czasu chyba nic się tutaj nie zmieniono. Odpowiedział Samuel mojemu przyjacielowi drogi.

Swą nazwę zawdzięcza Taitu Betul, żonie cesarza Menelika II żyjącej na przełomie XIX i XX wieku. To fascynująca postać. Jest królową w bardzo trudnych czasach. W dodatku mąż został częściowo sparaliżowany i ona podjęła próbę panowania w trakcie takich wydarzeń jak rewolta mahdystów, walk wewnętrznych i co najważniejsze w czasie wojny włosko-etiopskiej. Modernizowała kraj, rozwijała technologie i wspierała tworzące się organizacje handlowców, rolników i przemysłowców. Zwalczała natomiast patriarchę kościoła etiopskiego. Była to bardzo silna kobieta. Na te czasy, tu w Afryce było to coś niedopomyślenia aby kobieta rządziła i aby była politykiem. Działalność cesarzowej pozostawiła swoje ślady do dzisiaj. Przykładem miłości oddania Etiopczyków do swej królowej jest właśnie to miejsce.

To ulubiona przystajń wielu podróżników. Ceny w tym hotelu są bardzo zróżnicowane, zależnie od standardu pokoju. W budynku głównym można powiedzieć, że są to apartamenty i chyba kosztują dość drogo, nawet się o nie nie pytałem. W pozostałych budynkach w podwórzu są pokoje z łazienkami no i te najtańsze ze wspólną ubikacją na korytarzu. Niestety, zmuszony jestem do przyjęcia tej ostatniej wersji. Co prawda wcześniej nocowałem w Baro Pension z łazienką przy pokoju, ale standard tego pokoju i łazienki był dwa razy gorszy od tego tutaj in comune w Taitu. Już dalej tam nie mogłem. Najbardziej doskwierało zimno. Byłem ciągle przemarznięty. Brrr….. Był do pokój bez okna, taki zamurowany. Wchodziło się jak do grobowca i tak samo z niego wychodziło.

W Taitu są duże okna, a przy niektórych, nieco droższych pokojach, przestronne balkony. Jest miło. Tutaj człowiek czuje się jakoś lepiej, być może ze względu na większą przestrzeń i widoczne słońce. Atmosferę Taitu robi chyba restauracja no i te tarasy, na których całymi dniami przesiadują wszyscy przy jednej etiopskiej kawie. Niekończące się rozmowy, ciągle nowe spotkania. Od tego miejsca się wszystko zaczyna. Na tarasach Taitu spotyka się cały świat i omawiane są tutaj problemy i zawirowania całego Kosmosu. Podejmowane są tematy biegu planet, czarnych dziur i ich zagęszczenia materii. To tu omawiana jest cała droga mleczna z Małym i Dużym Wozem, a także z Wielką Niedźwiedzicą. Ciekawy to Kosmos choć na dłuższą metę i nim można się zmęczyć.

Dziś na tych tarasach spędziłem prawie cały dzień omawiając nasz projekt powołania domu z osobami niepełnosprawnymi. Nie planowałem tego w ten sposób ale życie jak zwykle samo narzuciło plan działania. Problem, że perz prawie dwa miesiące nic nie robię tylko omawiam ten plan. To mnie czasami rozwściecza. Być może chcę za dużo od razu. Przez moją planetę (nasz stolik) przewinął się Antonio z Sycylii, Slavko z Australii (pochodzący z Macedonii), Samuel z Izraela, Cristina z Londynu, Maria z Francji, Nardos i Ornella z Addis Abeby i jak zawsze Diego z Kalabrii i Verena z Tyrolu. Z niektórymi widziałem się po raz pierwszy, a z innymi mam wrażenie, że znam się przynajmniej od liceum. Dziwne to spotkanie, a jeszcze dziwniejsze przyjaźnie: niektóre półdzienne, a niektóre stałe (?). Próbujemy trzymać się ze sobą i iść razem jeśli nie w jednym kierunku to przynajmniej po tej samej afrykańskiej drodze.

Są oczywiście osoby stałe, które co jakiś czas ciągle się tutaj pojawiają. Ostatnio pewnie i ja się do nich zaliczam. Te osoby trzymają się jeszcze bardziej siebie. Są bardziej zżyte. Można powiedzieć nawet, że są od siebie uzależnione. Pomagamy sobie bowiem na wzajem we wszystkich rzeczach, nawet w tych drobnych jak zakupy, czy wymiana waluty. Spędzamy razem każdy wolny czas.

Powiem szczerze, że mi imponujecie. Chciałbym się o was coś więcej dowiedzieć – Podjął temat Antonio. Tworzycie tutaj taką małą rodzinę.
– Każdy z nas pokiwał zadumaną głową.
Coś jest w tym stwierdzeniu… – skomentował krótko Diego.
Taaak. – Dodała Verena.

Sama Etiopia, a może nawet Afryka jest przedziwna. Bez wątpienia to inny Kosmos. Nie stąpa się po nim tak jak po Ziemi. Raczej trzeba tutaj skakać, ale nie tak szybko, zwinnie i zgrabnie, raczej w takim spowolnieniu. Taaak. Wszystko dzieje się inaczej. Sprawy załatwia się inaczej, dzień mija inaczej, przyjaźń wygląda tutaj inaczej. Wszystko jest inne, choć z daleka może wyglądać na takie same. Zupełnie Kosmos.

Taitu jest miejscem przedziwnym: spotykają się tutaj turyści, podróżnicy, biznesmeni. Jest kolorowo. Biznes to biznes, wiadomo. Tutaj robi się wielki biznes na małych rzeczach. To wielka sztuka. Podróżnicy jak podróżnicy, zakręceni nierzadko z długimi fotograficznymi spluwami. Ciągle gnają gdzieś dalej i dalej. Oczywiście turystyka posiada bardzo różne odcienie. Jest ta najzwyklejsza z hotelem w Sheraton i muzeum narodowym ze starą Lusi. Turystyka ta po zabytkach i straganach z pamiątkami no i niestety (trzeba i o tym powiedzieć) sex-turystyka. Addis Abeba jest miastem, które przyjmuje dość dużą ilość wszystkich rodzajów turystów i to nie tylko z Etiopii, może nawet przede wszystkim z Europy. No ale… i w Europie mamy i taką turystykę i tak rozwinięte turystycznie miasta.

Przyjeżdżają tutaj przedziwni ludzie. Według mojej oceny każdy z nich i z nas ma tutaj jakiegoś świra. To widać gołym okiem i sami z resztą o tym rozmawiamy. No bo kto normalny przyjeżdża do Etiopii?… Choć dziś do spotkanych na korytarzu Polaków powiedziałem bez zastanowienia: Jak miło poznać normalnych Polaków, którzy są nienormalni. Sprzeczność sama w sobie, ale coś w tym jest. Wszyscy się głośno zaśmiali i każdy przytaknął postawionej tezie dodając na potwierdzenie coś ciekawego i śmiesznego od siebie. Być może dlatego wszyscy się tutaj tak dogadujemy. A może to enklawa Białych świrów? Jeśli nie świrów (bo to mocne słowo) to na pewno ludzi zakręconych.

Przy wspólnej kolacji Antonio opowiedział o swojej historii. Aby przyjechać tutaj, rzucił pracę jako farmaceuta.

Wszyscy tutaj są jacyś dziwni. – Ciągnął Antonio. Każdy coś opuścił, porzucił, nikt z napotkanych osób nie pracuje w swoim fachu… Coś mi tu nie gra…
Nie potrafisz tego jeszcze rozszyfrować? – Zapytałem zdziwiony.

Antonio nie mógł sobie z tym poradzić. Szukał, szukał i nie mógł znaleźć odpowiedzi. Przed przyjazdem tutaj był cały rozdarty. Nie mógł siebie odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości. Szukał i tym razem. To samo poszukiwanie – nie wiadomo dlaczego – dręczyło go dniem i nocą.

Nie mogłem spać. Śniły mi się jakieś horrory. To był dla mnie koszmar.
– Oznajmił Sycylijczyk.

Czego szukał nasz Antonio? Sam nie wiedział i nie potrafił tego sprecyzować. Rok temu postanowił przyjechać tutaj do Afryki. Nie wiedział jaka jest Etiopia i nie odróżniał jej od innych krajów afrykańskich. Afryka to Afryka, tak wielu z nas postrzega ten kontynent, choć przecież każde państwo tak bardzo różni się od siebie. Przyjechał bo coś go tutaj pchało. Wiedział, że musi tutaj przyjechać. Czuł, że tutaj ma coś do zrobienia. Instynkt mu podpowiadał, że tutaj pozna właściwą swoją drogę.

Co miałem zrobić? – Pytał Antonio. Trzeba było przyjechać! Jestem Katolikiem, modliłem się gorliwie i nieustająco aby Pan Bóg pokazał mi drogę lub może nawet jakiś znak. I tak się stało. – Ciągnął dalej Antonio. Poznałem ruch katolicki, który tutaj działa w Etiopii i który mnie tutaj wysłał. Pojechałem.
I dotarłeś do Addis Abeby? – Zapytałem.
Tak. Byłem wcześniej na północy kraju i pracowałem jako wolontariusz w swoim fachu. Odpowiedział nasz towarzysz podróży.
Znając życie robiłeś za doktora?
Nie, nie. Odpowiedział Antonio. Dawałem lekarstwa, pomagałem w tak zwanej klinice, nic więcej.
– Ciekawe to było doświadczenie? – Zapytała Verena.
Widziałem rzeczy, które chyba będę pamiętał do końca życia. W ostatni dzień przyjechała kobieta w ciąży. Od rana krwawiła, ale dopiero w nocy ją przywieźli. Miała ciążę bliźniaczą. Jedno dziecko umarło, drugie urodziło się z tak zwaną wargą zajęczą. To pierwsze dziecko próbowałem reanimować. Naciskałem na serduszko. Nie udało się rzecz jasna. Trudno mi to wszystko opisać…
Nie chciałeś tam zostać? – Spytała tym razem Kristin z Londynu.
Nie. Po drugie sami rozumiecie. Muszę znaleźć jakąś pracę. Muszę coś z tym zrobić. – Oznajmił Antonio.

Pieniądze dla wolontariuszy to bardzo duży problem w Afryce. Raczej zawsze wolontariusz musi sam o siebie zadbać. Sam kupuje dość drogi bilet lotniczy, wizę, nierzadko musi mieszkać w hotelu, sam płaci za jedzenie itd. itd. Skądś trzeba brać te pieniądze. I różnie to bywa. Jedni oszczędzają przez rok, inni jak Verena odkładają na taki wyjazd całe życie. Szczęśliwcami są Ci, którzy pochodzą z bogatych rodzin i w ogóle nie mają z tym problemu, choć takich spotykam tutaj mało. Wolontariusze opłacani przez swoje stowarzyszenia bywają rzadkością, choć i takich tutaj spotykam.

Myślę, że po powrocie na Sycylię będę produkował i sprzedawał tradycyjne mydło z aleosu i oliwek.
Powrócisz tu kiedyś? – Zapytała Verena.
Chciałbym. Tak czuję, chociaż sam nie wiem do dzisiaj co ja tutaj robię, po co tutaj przyjechałem, czego chcę od życia i gdzie jest moja droga….
Antonio! – Nie wiem skąd mi przyszły te słowa. Nic nie jest przypadkiem. Być może dzisiaj nie wiesz po co to wszystko, być może dzisiaj nie potrafisz tego odgadnąć ale jestem pewien, że nic nie dzieje się przypadkiem. Jesteś człowiekiem o wielkim sercu i wielkiej wierze. I wiem, że Pan Bóg Cię poprowadzi w odpowiednią stronę. Bądź spokojny. Miej tylko otwarte serce. Patrz: ono Cię tutaj doprowadziło. I zapewne Cię zaprowadzi jeszcze dalej.
Boję się sam siebie. – Dodał cicho Antonio.
Chłopie, przyjechanie tutaj wymagało Twojej wielkiej odwagi. Dasz radę. Miej serce otwarte, nic więcej. – Powtórzyłem w zasadzie to samo.
Patrzę się na was i zastanawiam się kim wy jesteście. Wszyscy jesteśmy tutaj jacyś dziwni. Kogokolwiek z Europy spotkałem tutaj, takie samo odnoszę wrażenie. – Dodał nasz Sycylijczyk
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. To niezdefiniowane odczucie wszystkich tu osób.
Chcesz znać moją teorię. – Zapytałem Antonio. Wszyscy tutaj jesteśmy świrami. Popatrz na Diego, Verenę, na mnie, popatrz w lustro. Czyż to nie prawda?!!! Masz jeszcze wątpliwości?…..

Wszyscy przy stole zaczęli się śmiać przytakując głowami i z jeszcze większą uszczypliwością wyśmiewając siebie na wzajem.

Coś w tym jest. Skomentował rozchichotany Antonio.

Taitu jest miejscem bardzo ciekawym. Można tu spotkać ludzi przedziwnych i dziwnych ale i pięknych w swych poszukiwaniach i zarazem odkryciach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *